You are currently viewing Trekking w Himalajach. Annapurna Circuit dzień po dniu

Trekking w Himalajach. Annapurna Circuit dzień po dniu

Trekking w Himalajach to marzenie niejednego miłośnika pieszych wędrówek. Annapurna Circuit nie bez powodu uchodzi za najpiękniejsza trasę trekkingowa świata! I co najważniejsze udowadnia, że trekking w Himalajach jest dostępny dla każdego. Zaczynamy od przeprawy przez szaloną zieleń i tarasy pól ryżowych, po bokach ścieżek spływają wodospady.

Ponoć jeden z polskich pisarzy się tam zakotwiczył na trzy miesiące, żeby napisać książkę. W ciągu paru dni trasa zmienia się w las iglasty by przejść w łyse góry, potężne usuwiska. W tle zaczynają majaczyć śnieżne szczyty. Wioski z drewnianych stają się kamienne. Wisienką na torcie jest Jezioro Tilicho w kolorze z Photoshopa i otoczeniu jak z innej planety. A High Pass to pejzaż dziwny, nieludzki i fascynujący.

Trekking w Himalajach- Wszystko o Annapurna Circuit

Dziś zapraszam was na post, w którym zapisałam dzień po dniu jak przebiegał trekking od Bhulebhule do Tilicho Lake i High Pass. Poniżej znajdziecie też informacje o warunkach panujących na trasie. Trekking rozpoczęłam pod koniec września, kiedy monsun się skończył, a jeszcze było dość wilgotno, więc się nie kurzyło. W tym okresie panuje przyjemna temperatura. Często w dzień było pochmurno co ograniczało widoki, ale ułatwiało marsz pod górę.

Najpiękniejsza część trasy wiedzie po pułapie najniższym od Bhulebhule aż po Timang, a następnie po pułapie bardzo wysokim od Shrekharka aż po jezioro Tilicho.

Za najtrudniejszą część uważam aklimatyzacyjny trekking z Manangu do Ice Lake, drogę do Tilicho Lake oraz odcinek od Yak Kharka do samej góry. Phedi, bo potem dostałam choroby wysokościowej i musiałam zejść, a był jeszcze kilometr do góry.

Największym błędem, jaki można zrobić jest podjechanie jeepem aż do Chame. Według mnie od Chame aż po Manang jest mizeria wizualna w porównaniu z najlepszą częścią Annapourna Circuit.

Warto mieć na uwadze, że w Himalajach nie słyszeli o ogrzewaniu nocą, a kiedy tylko słońce się schowa, nasze ciała trzęsą się z zimna. Na szczęście nie trzeba taszczyć ze sobą sprzętu biwakowego. Cała trasa jest mocno ucywilizowana i co chwilę trafiamy na wioski z guesthosami i restauracjami. Nocleg z reguły jest darmowy pod warunkiem, że kolacje i śniadanie spożywamy w obiekcie. Ceny jedzenia jak na Nepal są wysokie. Najlepszy czas na Himalaje to koniec września-październik oraz marzec-kwiecień. W sezonie trzeba się liczyć z tłokiem na trasach, poza sezonem z pozamykanymi guesthousami oraz złymi warunkami.

Oto jak wyglądała moja podróż dzień po dniu:

Najpierw potrzebujemy zdobyć zezwolenie. Nepal żyje z Himalajów i nie ma darmochy! ACAP permit i TIMS możemy wyrobić w Katmandu w Nepal Tourism Board, Adres: Pradarshani Marg, Kathmandu. Pozwolenia można też wyrobić w Pokhara i Besisahar. Na trasie znajdują się checkpointy, w których musimy się meldować.

Papierową mapę dostaniemy bez problemu na Thamelu w Katmandu. Trasa jest bardzo dobrze oznaczona i nawet bez mapy możemy dać radę.  Jeżeli chcemy wynająć tragarza, to warto sprawdzić czy był już kiedyś w górach. Bywają sytuacje, kiedy tragarz nakłamał, że tak, a potem nagle go dopada choroba wysokościowa.

Dzień 1: Katmandu-Besisahar- Bhulbhule

Annapourna Circuit rozpoczął się dla mnie w zwolnionym tempie. Wyruszam o 7h rano z dworca busowego przed centrum handlowym BG mall.
Drogą była wyboista, jak to w Nepalu. Nagle w połowie drogi stanęliśmy. Stoimy, pot się leje z czoła, dzieciaki w busie się wiercą. Co się dzieje? Okazało się, że był wypadek i kierowca autobusu śmiertelnie potrącił mężczyznę i uciekł z miejsca wypadku. Słychać było jak rozhisteryzowana matka szaleje. Zrobiło się zbiegowisko. Staliśmy 4h. Korek niesamowity.

Jak było pośrodku niczego możecie zobaczyć na filmiku

Zamiast być o 13h w Besisahar dotarłam koło 17h. Od razu trafił mi się bus do Bhulbhule. Tak wyczytałam w internecie, że lepiej się nie zatrzymywać w brzydkim Besisaharse i od razu udać się na szlak. Prawdę powiedziawszy wolałabym tą trasę przejść pieszo. W autobusie telepało jak na rodeo.  Jednak powoli zapadał zmierzch i autobus wydawał się być bezpieczniejszą opcja. Trasa obfituje w przydrożne małe wodospady i ładne widoki. Niestety przed Bhulbhule jest tunel, oświetlony co prawda, ale robi niemiłe wrażenie, widzimy też chińskie konstrukcje. Sama wioska jest miniaturowa.

Warunki noclegowe

Zatrzymałam się w Heaven Guesthouse.
Pokoje bardzo proste i ciepłe. Budynek jest drewniany i czuć że dobrze trzyma ciepło. Toaleta typu dziura w ziemi, prysznic gorący. Sanitariaty znajdują się poza głównym budynkiem.
Rwąca rzeka szumiała za oknem. Całą noc lało jak z cebra.

Co można było zrobić lepiej: iść pieszo z Besisahar do Bhulebule.

Dzień 2: Bhulbhule- Syange

W Heaven Guesthouse trafiłam na kompana. Ruszyliśmy z samego rana. Na początku po prawej stronie powitał nas fantastyczny wodospad. Potem zeszliśmy na drogę polną, która raz wiodła w górę, a potem w dół, co było dość męczące. Następnie zaczął się widok na tarasy ryżowe. Jasnozielone, soczyste, piękne. Kiedyś chciałam zrobić sobie zdjęcie w tarasach oblazły mnie obleśne pijawki. Zauważyłam, jak jedna wślizguje mi się do buta, ale było za późno :(.  Już się zdążyła przyssać przez skarpetkę. Zlikwidowałam ją kamieniem. Ku swojemu nieszczęściu nagle zauważyłam, że jedna odpada już z drugiej części mojej stopy. Tłusta, wielka, najedzona. Dobrze się dossała i mogła sobie już iść. Zauważyłam też jedną na ręce. Posypałam ja solą, ale nie zdechła od razu. Musiałam ją potraktować kamieniem. Co za ohyda! Mam nadzieję, że niczym się nie zaraziłam!

Szczyty gór zachodziły mgłą chmur, co wyglądało magicznie. Było gorąco a droga często wiodła schodami do góry. Mały prysznic utworzył się z cienkiej nad nami wody. Mijaliśmy kolejne miniaturowe wioski. Pozbierałam dwa kije w miarę nadające się do tego celu i zrobiłam z nich kijki trekingowe. Dużo lepiej!
W końcu na horyzoncie pojawił się wielki wodospad. Syange!
Wioska bardzo prosta. Ani wifi, ciepła woda ponoć zepsuta. Akurat! Gość miał nawet nie włączoną do prądu wtyczkę. Po odejściu wszystkich lodge okazało się, że wszędzie tak jest. Poszliśmy do Indigo hotel. Właściciel brał udział w polowaniach na miód. Ostatnie było dwa tygodnie temu. Może sprzedać mad honey za 20k.

Nocleg: Indigo Hotel, Jedzenie dobre. Łóżko z pościelą. Toaleta zimny prysznic i to nie działający, tylko trzeba się polewać woda z rurki. Toaleta typu dziura w ziemi z wiadrem do spłukiwania wody. Ta dziadowska sytuacja jest obecną w całej wiosce. Taka znowu. Dumpingowana jakość. Ble! Jedzenie bardzo dobre, ale już droższe niż w poprzedniej lokalizacji. Wi-fi nie działało.

Co można było zrobić lepiej: Zatrzymać się w następnej wiosce, bo Syange to dziadostwo.

Kupić wcześniej skarpetki antypijawkowe i sprej z DEETem. Niestety w Katmandu nie szło dostać ani jednego ani drugiego.

trekking w himalajach annapurna

trekking w himalajach annapurna

Dzień 3: Syange- Tal

Śniadanie! Tego potrzeba piechurowi! Chlebek tybetański z serem i zupa czosnkowa! Energia! Herbata zielona (własna). Nie tylko taniej płacić za wrzątek, ale i jakość lepsza. Moje liście nepalskiego zakupione w Katmandu wymiatają system! Muszę je pić! Każdy, kogo częstuje uwielbia tą herbatę
Po śniadaniu czas na na zachwyty. 100 metrowy wodospad. Yes! Fenomena! Długo się nie można napatrzeć. Ruszamy w drogę. Najpierw standardowa samochodowa. Błota co nie miara. Co jakiś czas przejeżdżają jeepy i traktory. Nie pyli się, więc mi to nie przeszkadza. Żółte, niebieskie, białe, pomarańczowe motyle ubarwiają drogę. Szybko trzepocą skrzydłami. I często siadają na błocku. Mosty wiszące nad rwącą rzeką, która niemiłosiernie szumi. Szu! Szu! Idziemy. Ze skał kapie woda. Oho czas na prysznic! Yes! Więcej! Co za orzeźwienie! Wspaniale. Im mokrzej tym lepiej ! Idziemy raz drogą raz szlakiem częściej drogą. W niektórym miejscach są schodki stronę na szlak poza drogą. Na widoku puchate wzgórza. Chmury parują nad nimi. Magia magia. Raz zobaczyć Himalaje! I to jest miłość na całe życie! Słońce czasem się przebija. Jest gorąco pot leje się ze mnie strumieniami, włosy wręcz parzą. Zarywam je szalikiem multifunkcyjnym. Kapelusz by się przydał w takich momentach.

Dochodzimy po dwóch godzinach do pięknej wioski. Oto Jagat. Żałuję, że zatrzymaliśmy się w paskudnym Syange. Jagat ze swoimi kolorowymi domkami mnie zachwyca. Wspaniała zielona droga jak z Tajemniczego Ogrodu. Cannabis rośnie po rowach (pościnane), reszta rośliny dopiero zawiązuje pączki,  paprocie zwisające z drzew, a jaszczurki hasają po mokrych kamieniach. Czerwone liście irezyn pyszną się w cieniu. Nawet trująca datura tu rośnie, a wielki białe kielichy jej kwiatów wiszą dorośnie. Dużo drogi pod górę. Widoki wynagradzają trudy. Koniki polne skaczą po trasie. Małpy bywają się na drzewie i ukradkiem nas obserwują. Po przeciwległej stronie często leją się wodospady. Jak pięknie!
Droga i ścieżki często są błotniste. Zauważam ślad po pijawce. Od tej pory biegnę przez każde blisko na zapewnienie ścieżce. Już żadnej nie łapie. Mój kompan chodzi zwykłym tempem po tej wilgoci i łapie jedną. Na szczęście zdarzył zauważyć zanim wbiła paszczę w stopie. Kupcie sobie lepiej skarpetki anypijawkowe.
Droga wiedzie w góré i jest wysiłkowa. Ledwie nadążam, więc często robimy przerwy.
W końcu jest Tal! Bajkowa wioska domki mocno różowe i niebieskie. Wszystko to ulokowane w cieniu dwóch wodospadów. Ale tu ślicznie i nawet surrealistycznie! Najlepszy jest jednak większy wodospad. Potężny! Do tego stopnia że zasila elektryczności całą wioskę! Woda uderza z niesamowitą siłą. Zbliżam się do wodospadu i jestem cała mokra. Zimna woda pryska dookoła. Jest zajebiście!
Lokalny sklepik jest dobrze wyposażony i mają nawet bounty za 1200rupii. 4zl. Biorę!

Nocleg

Pensjonacie różowy i śliczny z ogródkiem. Pokój z łazienką i tak! Zachodnia toaleta. Chwała Panu! Dziś obędzie się bez przysiadów. Prysznic ciepły jest! Wifi podobno tak, ale po połączeniu jest równie obecne co ja w liceum, czyli rzadziutko, a nawet wcale.
Pokój najlepszy jaki miałam do tej pory. Łóżko wygodne i dali świeża kołdrę. Nocą krople deszczu uderzają o dach.

trekking w himalajach annapurna
Gdzieś po drodze
trekking w himalajach annapurna
Widok w Tal

Dzień 4: Tal- Danque

Mijam bramą wyjściową kręcąc młynkami. Powietrze jest rześkie, a chmury unoszą się nad górami. Drogą wiedzie w górę, początkowo to dróżka, z której widać fantastyczne wodospady, potem schodzimy na drogę. Musicie wiedzieć, że idąc dróżką napotkany na dwa wodospady, których woda płynie ścieżką. Jeżeli nie macie butów z goretexu lub wysokich wodoodpornych, to lepiej już na początku wybierzcie szlak po głównej drodze. Już teraz widać jak szybko się zmienia szata roślinna, znikają pola ryżowe i bananowe, teraz rządzą bambus i drzewa iglaste.

W Darphani znajduje się check point gdzie pokazujemy nasze permity. Zdecydowałam się na lunch w Darphani. Ceny wysokie w porównaniu z poprzednimi dniami. Np. 300 za naleśniki i 50 za gorącą wodę) i jeszcze chcieli mnie oskubać, inna cenę pisali na rachunku. Zawsze dokładnie sprawdzajcie rachunki. W poprzednim guesthouse właściciel dwa razy policzył niektóre dania.
Na wysokości Dharpani następuje koniec dróżki i od tej pory szłam tylko drogą, pustą i błotnistą. Były miejsca, gdzie można było na chwilę znów iść dróżką, ale już mi się nie chciało zmieniać.

Chciałam dojść do Tilang. Gdy kontynuowała drogą pojawił się na niej wodospad, a lokalny mieszkaniec ostrzegł, że woda jest tam za wysoka i albo trzeba przejść na bosaka albo wcześniej skręcić w krzaki i wąziutką ścieżką dotrzeć do drewnianego mostu i obejść wodospad. Zamiast iść drogą weszłam na schody, które prowadziły ostro w górę. W pewnym momencie wychodzimy schodami na drogę, która wiedzie w prawo i lewo oraz pojawiają się kolejne schody do góry. Nie miałam już siły na kolejne schody, więc skręciłam w prawo. A trzeba było pociągnąć schodami! Zamiast tego wróciłam do punktu wyjścia czyli drewnianego mostu. Jedyny plus to ze po drodze widoki były fenomenalne, bujną zieleń góry chmury, mgła zachodziła na ścieżkę i wszystko wyglądało magicznie. Zmierzchało już więc zdecydowałam przenocować w Danque.

Nocleg

Motherland Guesthouse okazał się najlepszym hotelem od początku trasy. Ładny pokój w drewnie, gruba kołdra, pościel w róże, zachodnią toaleta i ciepły prysznic, Wi-Fi obleci, jedzenie najlepsze jak do tej pory. Do tego guesthouse jest ślicznie pomalowany. Yes!
Gdyby nie schody które wybrałam na za Danque powiedziałabym że to był bardzo lekki i bezwysiłkowy dzień

trekking w himalajach annapurna

trekking w himalajach annapurna

Dzień 5: Danque -Chame

Pejzaż taki sam jak dnia poprzedniego, pogoda pochmurny, drogą lekka całość trasy po drodze, jeepów mało.

Karma hotel w Chame
Wi-Fi tak
Gorący prysznic tak
Zachodnia toaleta tak
Pokoje zimne
Gruba kołdra ale i tak usnęłam dopiero w kurtce.

Przed wynajęciem pokoju lepiej się dowiedzieć czy (i który) gorący prysznic jest na panele słoneczne (bo może być zimny w pochmurny dzień) czy na gaz. W Karmie są dwa podobnie jak w hotelu poprzedniego dnia. Pejzaż podobny do dnia poprzedniego głównie drzewa iglaste z pięknych ponoć gór w okolicach Timangu widziałam jedynie fragmenty., a to przez zachmurzenie
Chame okazało się spore i zimne. Po wiosce unosił się zapach palonego drewna. W Chame trochę się przejaśniło nad górami i miejscami wyglądały naprawdę nieźle.

trekking w himalajach annapurna

Dzień 6: Chame -Upper Pissang, 8h30-14h30

Cześć trasy szła po drodze, z której wchodziło się na małe dróżki, które wiodła na kolejne drogi. Najprzyjemniejsza część wiodła przez pachnące las iglasty. Trasa była dość mocno uczęszczają i ciężko było liczyć na chwilę samotności. Liczbę trekkerów dobrze było widać podczas lunchu w megakolorowej wiosce Pohari. Jak się okazuje wielu z nich dojechało jeepami do Chame i stamtąd tłumnie rozpoczęło trasę.
Jezioro za nią było prawie całkiem wyschnięte. Tu zaczynała się najbardziej widowiskowe część dzisiejszego trekkingu.
Szybko dotarliśmy do Upper Pissangu, który oferuje lepsze widoki niżk Lower Pissang. Sam Upper Pissang w porównaniu do wcześniejszych wiosek jest brzydki. Tu pierwszy raz pożałowałam, że nie mam swetra i szalika z wełny albo kaszmiru. Zimno w pierony i mocno wieje lodowatym wiatrem. Nad kamienną wioska Upper Pissang króluje świątynia buddyjska, gdzie się wybraliśmy na spacer.

Nocleg

Zatrzymaliśmy się w hotelu Happiness, w którym panowała wesoła atmosfera, a z jadalni był piękny widok na góry. Niestety było tam zimno jak w psiarni. W nocy kilka razy się budziłam z tego powodu, mimo tego, że spałam pod dwoma grubymi kocami. Na tarasie zrobiliśmy sobie małą imprezę techno.

Zachodnia toaleta: tak
Gorący prysznic: tak
Wi-Fi: jest ale nie działało

Dzień 7: Upper Pissang -Manang

Wyruszyliśmy z samego rana. Mieliśmy iść górną drogą dla widoków, ale było pochmurno więc poszliśmy dołem. Początkowo trasa wydawała się nudna, ale potem pejzaże stały się olśniewające. Prawie całą drugą to była droga samochodowa, miejscami nawet wyłożona kamieniami. Króciutki odcinek szliśmy lasem. Bardzo spodobała mi się wioska Humda, którą minęliśmy po drodze: kamienna spokojna.

Od Manangu zaczyna się ‘prawdziwa’ wysokość. Tutaj wskazany jest pobyt 2-3 dniowy, żeby się zaaklimatyzować.
Manang to kamienna wioska, niezbyt ładna, a w każdym hotelu było coś nie tak. Do podobnego wniosku doszli też znajomi Rosjanie.
W Manangu funkcjonuje kantor, mają tam tlen do oddychania jakby ktoś miał chorobę wysokościową (odpłatnie), można iść na projekcji jednego z filmów o tematyce górskiej. Warto sobie kupić ser jaka w jednym z licznych sklepów. Aklimatyzacja w Manangu to też dobra okazja, żeby zrobić pranie.

Nocleg

Hotel Gangapurna
Chamski właściciel
Nie ma atmosfery
Zachodnią toaleta: nie
Wi-Fi podobno jest ale akurat nie dziala
Gorący prysznic tak

Dzień 8: Manang aklimatyzacja

Dzień który uważam za stracony.
Przeniosłam się do hotelu Yak. Wszystko to sprawiło, że dość późno się wybrałam do Ice Lake.

Z Manangu można zrobić kilka krótkich tras trekkingowych, z których najczęściej wybierana jest ta do Ice Lake. Warto ją zrobić, bo potem nic nie wydaje się specjalnie trudne, nawet mozolne wtaczanie się na pułap Jeziora Tilicho!
Droga była mordercza i szła cały czas pod górę. Pogoda mocno pochmurna. Kiedy dotarłam już prawie do jeziora zrobiła się mgła, że mało co było widać. Słychać też było grzmoty. Zdecydowałam o natychmiastowym powrocie. Na szczęście znajomi Rosjanie, których spotkałam później powiedzieli, że jezioro to nic specjalnego. 🙂 Może jak jest lepsza pogoda. To załamanie pogody sprawiło, że zdecydowałam zrobić tylko trekking do jeziora Tilicho, mając nadzieję, że będzie co oglądać.
Manang wyjątkowo nie przypadł mi do gustu. Rosjanom też się średnio podobał. Pożałowałam, że zamiast iść do Ice Lake nie zrobiłam połowy drogi do Tilicho Lake.

Nocleg

Hotel Yak
Prysznic obleśny 200 za ciepła wodę, ale nikt nie sprawdza czy się brało prysznic
Toaleta dziura w ziemi
Pokój slaby
Atmosfera bardzo miła
Wi-Fi jest, ale nie działa.

To już był któryś dzień bez internetu, ciepła, i zachodniej toalety. Miałam już dosyć i marzyłam o powrocie do cywilizacji.

Dzień 9: Manang- Shreekharka

Od razu po wyjściu za Manangu polepszyło mi się morale. Po drodze było jezioro Gangapurna, które na zdjęciu w necie było fantastyczne i zielone. Na żywo w pochmurny dzień nie przypominało internetowego cudu. Mijałam kolejne góry, niektóre z daleka były tęczowe. Pewnie niedługo zamienia się w piaskowiec potem pustynię. Droga była bardzo prosta.
W okolicy Kgangsar zaczęła się piać w górę. W wiosce budowało się wiele domów w domyśle guesthousowu. Po drodze mijałam wiele mułów obładowanych butlami z gazem.
Pejzaż był wspaniały. Do tego stopnia że zdecydowałam się zostać w Shreekharka w Tilicho Peak guesthouse, który zapewniał cieszenie się tymi widokami w odpowiedniej dawce. Super miejsce.

Nocleg

Tilicho Peak guesthouse
Gorący prysznic: tak
Toaleta: dziura w ziemi
Wi-Fi: jest ale antena była zepsuta w całej okolicy czyli nie ma
Brak gnizdek w pokojach, ładowanie elektroniki odbywa się w salonie. Za free.

himalaje trekking annapurna

himalaje trekking annapurna

Dzień 10: Shreekharka-Tilicho Base Camp

Widoki po drodze zawierały dech w piersiach. Początkowa droga wiodła wąska dróżką, a następnie przez osuwiska-landslide. Miejscami żeby minąć się z osobą z naprzeciwka było niemożliwe. Dla aklimatyzacji zrobiłam pierwsze 1,5km w stronę jeziora Tilicho. Oczywiście jezioro dało się zrobić w ten sam dzień, ale kręcenie wideo zajęło mi dużo czasu i do Base Camp dotarłam, kiedy już było za późno.

Nocleg

Hotel New Tilicho Base

W końcu przez krótką chwilę Wi-Fi działało.
Gorący prysznic: tak
Toaleta: dziura w ziemi
Brak gniazdek w pokojach, ładowanie elektroniki odbywa się w salonie.
Salon szalenie przyjemny. Zamarzyłam żeby sobie takie coś zbudować.

Salon zamykają o 20hm, co jest zdecydowanie za wcześnie.
Telefon za granicę: 100 rupii za minutę

himalaje trekking annapurna

himalaje trekking annapurna

Trekking w himalajach annapurna circuit tilicho lake
Już blisko do Tilicho Base Camp

Dzień 11: Tilicho Base Camp -Tilicho -Tilicho Base Camp

Zdecydowanie najlepszy dzień trekkingu.
Miałam wstać o świcie, ale wyszło na 7h. Base Camp byl prawie pusty. Wszyscy wyruszyli już dawno do Tilicho Lake. Każdemu zależało na dobrej pogodzie.
Ruszyłam zaraz po śniadaniu. Trzeba przyznać, że w tym lodge mają mistrzowskie naleśniki. Droga obfitowała we wspaniale widoki, głównie na siedmiotysiecznik Tilicho Peak. Większość drogi prowadziła przez potężne usuwiska. Na pewno tej trasy nie powinni robić epileptycy ani osoby mające problem z równowaga. Łatwo się połknąć i runąć w przepaść. Drogą jest wąska. Można jednak ją pokonać w 2h na wynajętym koniu. Usuwiska budzą respekt. Chwila złośliwości natury i jeb kamień w naszą głowę. Konieczne są kijki trekkingowe i pełna koncentracja. Szczególnie w drodze powrotnej. Nie robiłabym tej trasy po ciemku. Dlatego powinno się chodzić w dużych odstępach, a nie jeden za drugim. Droga kosztuje sporo wysiłku i wiedzie serpentynami w górę. Kto robił Ice Lake będzie to dla niego łatwiejsze.
Wychodzimy 900m w górę. Warto skrócić uwagę na syndromy choroby wysokościowej, bo już niejednen zmarł po zrobieniu tej trasy.
Po wyjściu na górę ukazuje się nam dziwny pejzaż upatrzone kolorowymi porostami. Po lewej widzimy małe jeziorka. Ale to nie to!
W końcu po marszu kamieniste drogą dochodzimy do: i tu następuje totalny opad szczeny. Ten kolor naprawdę istnieje!

Tilicho jest fantastyczne! Warto przejść się na ‘plażę’, a nawet zamoczyć. Woda w słońcu nie jest zimna. To znaczy trochę jest, ale nie tak jak byśmy sobie wyobrażali. Pejzaż wygląda jak z innej planety. Dobra pogoda utrzymywała się aż do zachodu słońca. Przy wyjściu znajduje się też teahouse, gdzie można zjeść noodle za 450rupii. Niestety nie można tam spać.

Myślałam, żeby z Tilicho przejść do Jomsom, ale ponoć po drodze nie ma guesthousów i trzeba mieć namiot. Droga z Tilicho do Jomson wynosi około 10h ( według miejscowych). Koniem się nie da, bo ponoć nie ma stosownej dla konia drogi.

himalaje trekking annapurna

annapurna tilicho treking w himalajach

trekking w himalajach annapurna

Tilicho Lake annapurna trekking himalaje
Naprawdę ma taki kolor

Dzień 12: Tilicho Base Camp -Yak Kharka

Drogą jest przyjemna czasem, wiedzie w dół czasem w górę, ale nie jest zbyt męcząca. Po drodze znajduje się opuszczona wioska. Od biedy można by się było przespać w jednym z budynków. Jeśli się nie jest strachliwym. Otwarłam jedne drzwi a za nimi wisiał stryczek! Naprawdę.
Roślinność po drodze jest zupełnie inna niż jak szliśmy do tej pory. Największe wrażenie zrobił Brzozowy zagajnik. Brzozy rosły zupełnie poziomo. Jako, że był październik pachniało opadającym liśćmi a ich żółtą barwa dodawała magii. Miałam wrażenie, że niby nie dojdę do Yak Kharka. Tak się ciągła droga.

Nocleg

Hotel Gangapurna okazał się mieć gorący prysznic w środku.
Menu było dosyć spore i w końcu śmigalo Wi-Fi. Salon z kozą dlugo otwarty.
Toaleta: dziura w ziemi.
Pokój zimny
Telefon 200 rupii za minutę
Brak gniazdek w pokojach, ładowanie elektroniki odbywa się w salonie. 100 rupii za urządzenie.
Koce bez pościeli

Dzień 13: Yak Kharka- High Camp Phedi, 8h -14h

Drogą była dla mnie wyjątkowa męcząca. Mimo że przy Tilicho Lake 4900mnp czułam się świetnie i ogólnie miałam długą aklimatyzację, to tu mnie zaczęła dopadać choroba wysokościowa.

Każdy krok był ważnym wysiłkiem na miarę kosmonauty. Nogi były jak z waty albo gumy jak w koszmarze sennym, kiedy się ucieka. Drogą wiodła głównie pod górę, choć nie było to mocno pod górę. Musiałam przystawać co chwile, żeby sobie podyszeć jak lokomotywa i złapać oddech. Nie wszyscy jednak mieli ten problem i skakali jak kózki w górę. Część ścieżki wiodła przez usuwiska, ale były one niczym w porównaniu z tymi na trasie do Tilicho Lake.
Krajobraz był naprawdę dziwny, skały, wodospady, kanion, rzeka, a za mną ośnieżony szczyt.
Fantastyczne było turkusowe zielone jeziorko na początku trasy wkrótce za Yak Kharką po lewej stronie.

Wzięłam łącznie 3 tabletki na chorobę wysokościową i to chyba było za dużo, bo wszędzie zaczęłam czuć mrówki i drętwienie.

W High Campie spotkałam znajomego przewodnika, który powiedział, że jedna tabletka by wystarczyła, a 3 to zdecydowanie za wiele. W lodge wypiłam kilka hot lemon, żeby witamina c oczyściłam mój organizm z toksyn. Musicie wiedzieć że witamina c ratuje organizm w razie przedawkowania tabletek. Po wypiciu dwóch od razu się lepiej poczułam i drętwienie zelżało.
Wcześnie wlałam w siebie Coca Colę, która jest dobra na chorobę wysokościową. -Potwierdzone przez znajomego przewodnika. Poza tym poleca on zupę czosnkową i pomidorową, ryż lepiej omijać. Gówno to dało.

Nocleg

High Camp
Menu jak z kosmosu. Cynamonowe bułeczki, dobre ciasto jabłkowe.
Ceny najwyższe jak do tej pory.
Brak wody bieżącej
Pokój zimny
Toaleta: dziura w ziemi
Wi-Fi płatne 200 rupii, ale nie działało.
Koce i pościel obleśne. To był jedyny guest house, gdzie naprawdę brzydziłam się pościelą. Fuj!

Annapurna circuit himalaje trekking
Przydrożne jeziorko o dziwnej florze, które mało kto zauważa

trekking w himalajach annapurna

Annapurna Trekking w Himalajach
High Camp

 

Dzień 14 High Camp – Bratang

Rano czułam się fatalnie, miałam problemy z krążeniem. Zrobienie prawie kilometra w górę wydawało mi się zbyt powolnym samobójstwem. Myślałam, żeby wezwać helikopter ratunkowy, ale pomyślałam, że nie będę robić cyrku. Nie wiem czy słusznie. Może lepiej było dzwonić i szybko zlecieć. Koszt wynajęcia helikoptera to ok. 1200zł.

Rozpoczęłam natychmiastowe schodzenie. Szło mi ciężko, ale jakoś dotarlam do Yak Kharka, gdzie odczułam poprawę. Jednak było parę chwil, kiedy myślałam, że wykituję po drodze. Na  ścieżce spotkałam azjatycką parę z tragarzem. Oni też zaczęli wędrówkę w dół przez chorobę wysokościową, ale byli w dużo lepszym stanie. Tak więc dotarłam do Manangu, ale jako, że go nie lubię, zeszłam do przyjemniejszego Bratangu.

Dzień 15: Bratang – Besisahar

Żal mi było po nie przejściu całej trasy, więc chciałam wrócić całą drogę, żeby się nacieszyć zielenią dolnych partii. Uszłam jednak do połowy drogi do Pissangu i moje płuca nadal nie funkcjonowały za dobrze. Czułam się fizycznie źle, i po drodze złapałam jeepa do Besisaharu. Droga była długa, wyboista i z wieloma przystankami. Do Besisahar dotarłam późnym wieczorem. Z jednej strony cieszyłam się na powrót do cywilizacji, a z drugiej chciałam jeszcze zostać.

trekking w himalajach annapurna
Pejzaż równie surowy dla oczu co i dla płuc

Ile kosztuje trekking w Himalajach

Nocleg jak już wspominałam z reguły jest darmowy. Wyżywić się można za 1000-25000 rupii dziennie. Ja wydawałam z reguły 22 000 dziennie. Jadłam śniadanie, lunch i kolację. Koszty podbijało moje upodobanie do piwa- 500 rupii za butelkę. Tylko raz zapłaciłam za nocleg- w Bratangu, za pokój z osobną łazienką i gorącym prysznicem- 400 rupii.

Koszt jeepa z Manangu do Besisahar wyniósł mnie 35 000 rupii.

Minivan Kamandu- Besisahar- 800 rupii w jedną stronę. Autobus jest trochę tańszy, ale wolniej jedzie.

Za zezwolenia i kartę trzeba dać łącznie 5000 rupii w 2019 roku.

Koszt wynajęcia tragarza to około 20 dolarów za dzień, a przewodnika 25 dolarów.

Obciąć koszty można przez:

-zabranie ze sobą batonów i przekąsek z Katmandu, a nawet Polski.

-używanie tabletek do oczyszczania wody

-podróżowanie w kilka osób

-jedzenie dal bat(darmowe dopełnianie porcji w restauracjach)

-doładowanie power banków na niskich partiach gór( w wysokich za doładowanie trzeba płacić)

-kupić mały pakiet danych zamiast dużego na lotnisku.  Kilkanaście gb i tak się wam nie przyda, bo taki Ncell przestał mi działać zaraz za Besisaharem.

-zamiast kijów trekingowych wyszukać sobie darmowy kij w lesie na miejscu (100% ekologiczny i biodegradowalny)

-zabrać własną herbatę/kawę

Na czym nie oszczędzać:

-ubezpieczenie pokrywające koszty ściągania nas z wysokości za pomocą helikoptera

-buty z Goretexu

-skarpety trekkingowe

-kurtka nieprzemakalna i wiatroodporna

-okulary z filtrem UV

Trekking w Himalajach.Kto da radę?

Annapurna Circuit jest wysiłkową trasę i raz wiedzie w górę, a raz w dół. Na niektórych odcinkach jest naprawdę ciężko. Nie znaczy to, że musisz być doświadczonym górołazem ani być specjalnie sprawnym. Ja jestem po pięciu operacjach kręgosłupa i ledwie chodzę. 🙂

W czasie trekkingu spotkałam mnóstwo ludzi, którzy po raz pierwszy w życiu byli w górach albo na trekkingu. Spora część z nich na co dzień miała siedzącą pracę i nie uprawiała żadnego sportu. Co ważne nieraz się idzie po urwiskach wąską ścieżką, więc trzeba mieć dobry balans. Jak ktoś ma z tym problem, to powinien odpuścić. Od Manangu zaczyna się wysokość 3 tys. metrów n.p.m. i można mieć problemy z oddychaniem.

Co do usuwisk, to wyglądają naprawdę groźnie i w porze deszczowej bym się tam nie wybierała.

Co jeszcze warto wiedzieć o Annapurna Circuit

Trasę możemy przebyć nie tylko na nogach, ale i w jeepie (od Besisahar do Manang) albo na koniu/mule. Oba sposoby polecam tylko osobom o zdrowym kręgosłupie. Trzęsie bowiem jak na rodeo i jazda takim jeepem to koszmar, a nie przyjemność.

Trekking w Himalajach. Co spakować?

Na trasę Annapurna Circuit wzięłam plecak z ładunkiem około 8 kg.  Byłoby lżej, ale lustrzanka też musiała się zmieścić.

Ubranie: Bielizna, 2 pary skarpet trekkingowych, ciepłe skarpety do spania, spodnie cienkie na dzień, spodnie grube na noc, czopka gruba, cienkie nakrycie głowy na cieplejsze partie gór, rękawiczki, kurtka ciepła, (i nieprzemakalna), palto nieprzemakalne (jeśli kurtka jest przemakalna), ze 2 podkoszulki dzienne, jeden do spania, ręcznik, szalik, okulary z filtrem uv, bluza.  Opcjonalnie: wdzianko na powrót do cywilizacji, ja wzięłam prostą sukienkę.

Kosmetyki: mydło, żel do mycia, krem UV SPF 50, pomadka do ust SPF 50, zwykła bez filtra nie da rady, chyba, że będziecie kremem SPF smarować. Ja tego nie robiłam i spaliłam sobie wargi do krwi.

Szczotka do włosów, lusterko, dezodorant

Apteczka: tabletki do oczyszczania wody, tabletki na biegunkę, chorobę wysokościową, przeciwbólowe, płyn do dezynfekcji ran, plasterki, bandaż, krople do oczu, elektrolity. Opcjonalnie: żołądkowa gorzka na żołądek, ale na wysokości alko może spowodować szybsze przybycie choroby wysokościowej.

Buty: do treku, opcjonalnie druga para adidasów, klapeczki pod prysznic

Mapa, telefon, ładowarka, opcjonalnie latarka czołowa, ale sam telefon daje radę. Dobrze sobie zapakować do smartfona ebooki, muzykę i podcasty na wypadek jakby internet nie działał. Opcjonalnie: książka, czytnik ebooków, gry, karty.

Jak ktoś jest maniakiem czystości, to może śpiwór zabrać, ale poza ostatnim noclegiem wszędzie była czysta pościel. O ile nie wynajmujesz tragarza, to każdy przedmiot powyżej tej listy będzie żałowany.

trekking w himalajach annapurna
Trekking w Himalajach- moje ubrania
Rate this post

Dodaj komentarz