Na wyspie Penang warto odwiedzić największą buddyjską świątynię w Malezji Kek Lok Si. Od razy zakochałam się w jej kolorach i fantastycznym ogrodzie.
Świątynia Kek Lok Si na Penang
Po chińskim Ta’erze i hongkońskim Western Monastery myślałam, że sobie już odpuszczę na całe życie zwiedzanie świątyń, ale skusiłam się i nie pożałowałam, bo Kek Lok Si jest po prostu wspaniała. Jej kolorowe i strzeliste budowle widać już z daleka jak się jedzie autobusem. Została zbudowana na przełomie XIX i XX wieku i ściągają do niego pielgrzymki z całej Azji Południowo Środkowej i Hongkongu. Na szczęście, kiedy go odwiedziłam było dość pusto, tylko trochę Chińczyków cykających sobie fotki.
W jednej sali kilkuosobowa grupka mnichów i gości w koszulkach śpiewała mantry, a jedyny mnich w żółtej szacie rytmicznie potrząsał co jakiś czas dzwonkiem. W sąsiednich pomieszczeniach dymiły się kadzidła, a sprzedawcy dewocjonaliów ubijali interesy. Słychać było też gongi i misy tybetańskie uwalniające się z głośników. Bo można też było kupić wszelką muzykę buddyjską i nie tylko. Stragany na naszych odpustach mogłyby się schować przy takiej ofercie.

Kek Lok Si to nie tylko religijna twarz buddyzmu, to niekończąca się feria barw, to radość. W końcu Chińczycy uwielbiają mieć wszystko na bogato, głębokie indygo, nabrzmiałe czerwienie, mocne żółcie. Meksykańska malarka Frida Khalo by się tu zakochała.
Szalenie ciekawa jest pagoda, pierwszy level najbardziej zajeżdżający mi orientem jest w stylu chińskim, drugi w tajskim, zaś czubek w birmańskim.
Wnętrze świątyni wypełniają setki wizerunków Buddy. Całe ściany są pokryte ‘tapetą’ w Buddę. To drugie tak zachwycające ‘wybuddowanie’ przestrzeni jakie zobaczyłam po słynnych grotach Mogao, największym na świecie zabytku sztuki buddyjskiej. Tamte groty wykuwane na brzegu pustyni od IV wieku zostały tak ozdobione, tyle, że wskutek wieloletniego wyniszczenia część Buddów zmieniła kolor skóry na czarny, część została wręcz odrąbana i wywieziona przez amerykańskich i brytyjskich’ strażników sztuki’.
To wspaniałe, że zapoczątkowana w dalekim średniowieczu tradycja zdobienia świątyni została zachowana i dostaliśmy obraz czegoś być może na zawsze utraconego. Bo Mogao w północnych Chinach niszczeją na potęgę, być może niedługo już nie zobaczymy. Wokół pagody zbudowano coś na kształt rajskiego ogrodu. Głośno świegotają puszczane z głośników ptaszki, w akwariach pływają rybki. Przed Pagodą ustawiono rzeźbione żółwie, kępami posadzono żółte i czerwone hibiskusy o kwiatach wielkich jak dłonie.
Kolejne hale zdobią bogato rzeźbione kolumny i fasady opowiadające przeróżne historie.
Kek Lok Si warto zwiedzić dla samego ogrodu. Tak zachwycających kwiatów nie widziałam jeszcze nigdy. Roje ogrodników uwijały się przy ich pielęgnacji jak w ulu. Chciałabym zwiedzić Kek Li Si w czasie chińskiego Nowego Roku. Wtedy przez 30 kolejnych dni rozświetlają go tysiące świateł.
Dojazd do Kek Lok Si z George Town:
Z George Town do Kek Lok Si dojedziemy autobusami 203,204,502.
Koszt dojazdu: 2 myr
Wstęp do świątyni jest darmowy, trzeba tylko płacić za zwiedzanie pagody 2myr. Warto.

















Wybierasz się do Malezji? Może zainteresuje Cię artykuł: