Pamiętam, że w dzieciństwie nie miałam z tym problemów. On przyszedł z czasem. Lęk przed wysokością. Zaczęło się niewinnie, od uczucia dyskomfortu. Z czasem to rosło. Nie wiem może też dlatego, że moja znajoma zginęła wylatując z 9 piętra. Potem kiedy mój wiek zbliżał się do 30-stki było już gorzej. Sami wiecie, jeśli już jesteście tak samo starzy, pojawia się wtedy nowe nieznane w młodości uczucie.
Strach.
Kiedy siedzieliśmy u znajomych i trzeba było wyjść na papierosa na balkon na którymś piętrze, po przelotnym spojrzeniu w przestrzeń pod balkonem wycofywałam się ekspresem do pokoju. Kiedy wjeżdżałam zewnętrzną przezroczystą windą na 40 piętro mało nie dostałam zawału. Ciężko mi było wytrzymać na drabinie. I odczuwałam coraz większy lęk, kiedy ze znajomymi jeździliśmy
na klify w Normadii.
Pewnego razu pojechałam do Azji. To był jeden z tych krajów, o których marzyłam od dzieciństwa. Pełen mistycyzmu i duchowości Nepal. Jego stolica Katmandu mnie nie zachwyciła. Ale wiedziałam od K. że najlepiej tam spędzić tylko jeden dzień, a potem natychmiast jechać do Pokhary.
Malowniczo położona Pokhara jest drugim miejscem na świecie po Goa, gdzie osiedlają się hipisi. Trudno się dziwić.
Nad brzegiem pięknego jeziora Fewa, w cieniu ośnieżonych szczytów masywu Annapurny. Sama góra Annapurna to morderczyni, blisko 30% śmiałków chcących zdobyć jej szczyt zostaje w niej na zawsze. Zamarzniętych. Pokhara urzekła mnie swoim spokojem. Ciszą. Naturą. W hostelu poznałam ludzi, którzy wracali po trekkingu z Mont Everest Base Camp.
Ten w drodze o 8 miesięcy, tamten od 4. Himalaje, szczyty, jaskinie, zbocza, wodospady, śnieg. Ja nie. Może następnym razem. Przyznałam się, że jestem trekkingową dziewicą.
Oni byli zmęczeni, wykończeni. Poszli do Muzeum Wspinaczki.
Pokhara jest ostatnio znana jako jedno z najlepszych miejsc na świecie do paralotniarstwa. Pomyślałam, że jeśli gdzieś mam przezwyciężyć swoje lęki i wzbić się w przestworza to teraz jest czas i miejsce.
Cena na pewno była niższa niż w Polsce. Ale jak z bezpieczeństwem? W końcu azjatycka norma to brak normy! Po obejściu wszystkich agencji turystycznych w mieście już wiedziałam na ile mogę maksymalnie stargować cenę.Ale skąd miałąm wiedzieć, gdzie będzie ok? Trip Advisor!
Po dokładnym researchu udało mi się namierzyć paralotniarzy, którzy wydawali się szalenie rzetelni.
Okazało się,że moją instruktroką będzie jedyna wykonująca ten zawód w mieście kobieta!
Jeepami wjechaliśmy na szczyt w zgórza, a ona tam czekała na mnie. Ale nie tak szybko! Najpierw trzeba zaczekać na wiatr!Nie przyszedł zbyt prędko.
Poza zapięciu się, czekałyśmy jeszcze kilka minut, zanim zbiegłyśmy razem z góry.
I hop byłam po prostu w przestworzach! wolna i lekka jak ptak. Nie czułam ani lęku ani wysokości. Pode mną majaczyło skąpane w słońcu Fewa Lake, a z boku błyszczały pokryte śniegiem górskie szczyty. Leciałyśmy nad kolorowymi sześcianami domów i szmaragdowymi koronami drzew, nad kaskadowymi polami. Ze zdwiwieniem przyjełam informację,że znajdujemy się jeden kilometr nad ziemią. Nie czułam tej wyskości. To wszystko było tak naturalne. Nie było w tym brutalności powykonywania mas powietrza jak przy skoku ze spadochronem czy bungie. Było tylko flow. Mogłabym tak zostać na zawsze, zawieszona między niebem a ziemią.
Ale pomyślny wiatr się w końcu skończył. Jak wszystko co jest w życiu i to minęło. Opadłyśmy na ziemię tuż przy brzegu Fewy.

Super, że to pokonałaś, teraz możesz odetchnąć z ulgą na wysokościach 😀