Kuala Lumpur -z jednej do tysiąca nocy
Są takie miejsca, w których od razu poczułam, że mogę zamieszkać na lata. Taka właśnie jest Malezja, taka jest jego stolica Kuala Lumpur. Wielka, a jednak nie przytłacza. Za to zachwyca. Tyglem kultur. Tu obok stoją meczety i kościoły, hinduskie jadłodajnie głoszące pochwałę wegetarianizmu i chińskie kramy z suszonym mięsem, portugalskie ciastkarnie. Odziane w mini Chinki spacerują obok zakwefionych muzułmanek. Kuala Lumpur ozdabiają wieżowce, na czele ze słynnymi dwiema wieżami, ale przeważa niska zabudowa, tradycyjne kamienice z orientalnym wykończeniem. Spacerując po mieście poczułam się jak księżniczka. Tu pałacyk z Księgi Tysiąca i Jednej Nocy, tam z Alladyna. Lekka w swoich zawijasach, bezowa w wieżyczkach, ażurowa w krużgankach, orientalna architektura ozdabia miasto. Nawet stary dworzec kolejowy wygląda jak wyjęty z egzotycznej bajki. Pomiędzy tym wszystkim grają muzyczne fontanny, po nietypowych konstrukcjach plenią się różowe bugenwille, miasto jest przetkane pięknymi zieleńcami.
Na szczęście Kuala Lumpur jest cichszy niż reszta tej części Azji, skutery tu nie buczą bez przerwy. A to dzięki preferencyjnym ratom kredytów, pozwalającym za 200-300zł na miesiąc jeździć najnowszym modelem samochodu. To jaki byście wybrali jakby tak było u nas?
Kuala Lumpur i multikultura
Głowni mieszkańcy to Malajowie, za nimi plasuje się spory procent Chińczyków, a gonią ich Hindusi. Wczoraj natomiast prawie każdy kogo poznałam pochodził z Bangladeszu. Często słyszałam dziś nawet polski. Ale to chyba turyści albo studenci. Mieszkańcy mi się przyglądali z zainteresowaniem, ale nie z taką nachalnością jak w Chinach, gdzie biały to taki rarytas, że aż trzeba z nim zdjęcie zrobić. W Malezji, państwie istniejącym od ledwie 55 lat, bo wcześniej była to kolonia wydzierana z rąk do rąk panuje polityka preferująca rdzenną ludność, im łatwiej się dostać na studia, czy do pracy, mają tańsze raty w banku i ogólnie haj lajf. Reszta musi się dwoić i troić, żeby coś osiągnąć. Za to jak już się dopchają to czeka na nich wysoka stawka. Tak naprawdę za ekonomią całej Malezji stoją Chińczycy, zdolni biznesmeni, nauczeni, że jeżeli czegoś chcą, to muszą się starać o wiele bardziej. Mają tu swoje Chinatown, a niedaleko znajdują się Małe Indie.
Jakie są smaki Kuala Lumpur
Jak na multi kulti przystało Kuala Lumpur to stolica wspaniałego jedzenia. Uliczne garkuchnie poją spragnionych przechodniów sokiem z limonki i smoothie z mango, karmią ich Hindusi oferujący chlebki naan w 8 smakach, a to czosnkiem, z bananem, a może z 2 sosami? A może bangladeskie warzywa z ostrą papryką, chińskie ciastka jajeczne, albo lody z duriana, ciasto z duriana, czekoladki z duriana, kawę z duriana. Durian, król śmierdzących owoców to chyba owoc narodowy, widać go wszędzie i co chwilę. Jego słodki mdlący aromat unosi się po całym mieście. Nie wiem czy wy lubicie, ale ja go wprost uwielbiam. Solo, i w pizzy najbardziej, ale słodyczy z nim też nie odmówię. Trzeba jednak uważać, żeby go nie mieszać z alkoholem. Zablokowałby wtedy enzymy i krótko mówiąc rozjebałby wątrobę powodując śmierć. Nawet piwkiem popić nie można.
Zachowaniu trzeźwości w muzułmańskiej Malezji pomagają też megapodatki, sprawiające, że alko jest ze dwa trzy droższy niż w Europie. Chcesz pić, przywieź z becłówki. Jak mawia mądrość podróżnicza.
Przedmiot pożądania
Szczególnym miejscem na mapie Kuala Lumpur są targi. Jak to w Azji bywa wspaniałe, potężne, kolorowe, ile by nie mieć pieniędzy można wydać wszystko. Mój ulubiony to Central Market, gdzie znajdziemy mnóstwo rękodzieła, nie tylko z samej Malezji, ale i z krajów ościennych. Najbardziej podobały mi się malezyjskie maski, których wam nie pokaże na zdjęciu, bo sprzedawczyni się nie zgodziła. Drobne twarze pokryte ornamentami w kropki, nieraz z podwójną nakładką w miejscu gdzie nos łączy się z czołem, jakby jeszcze inna twarz na tej pierwszej. Piękne. Wspaniałe były też starannie rzeźbione żelazne dzbany, flakony, czajniki, takie, że zaraz by jakiś Dżin mógł z nich wylecieć, jakby się potarło. Hinduskie. Poza tym piękne szale i dywany z Kaszmiru. I kolorowe zestawy do parzenia herbaty. Targ w Kuala Lumpur to zdecydowanie moje ulubione miejsce. Drogi Mikołaju…!
Wybierasz się do Malezji? Może zainteresuje Cię artykuł: