Kiedy noc opada w Yangshuo zaczyna się sen na jawie
Poranna mgła spowijała majestatyczne ostańce otaczające chińskie miasteczku Yangshuo. Słońce było jeszcze na tyle nisko, że można było odetchnąć czystą rześkością. Miasteczko powoli budziło się do życia. Nadaremnie wstałam o 6 rano, bo nigdzie nie chcieli mi wypożyczyć roweru. O tej porze, ledwie widzące na sklejone snem oczy kucharki nastawiały wielkie gary z pierożkami na parze. Podpalały ogień pod czarnym śmierdzącym tofu, tak że jego smród zdążył wypełnić już pół ulicy. Jest to niezapomniany aromat. Tak straszny, że aż nozdrza bolą, wdziera się w nie siłą. Chińczycy chyba go już nie czują. Nie czuć go tylko wtedy, kiedy się je bierze do ust.
Kobiety te kroiły mięso i warzywa, z którymi już za chwilę zaleją pierwsze noodle. Ulubione na równi z pierożkami śniadaniowe danie Chińczyków. Wystawiano na ulicę krzesła stoliki, by za godzinę dwie nakarmić pierwsze tego dnia głodne paszcze.
Zamiatacze dokonywali ostatnich muśnięć miotłą, a sprzedawcy wykładali towary.
Niemoralne polowanie z kormoranem
Na wody okolicznych rzek i jeziorek właśnie wypływali na tratwach starzy Chińczycy. Ich białe brody były długie, a oczy chciwe. Na prostej tratwie panoszył się czarny kormoran. Czy Chińczyk zaraz rozpocznie słynny tradycyjny połów za pomocą ptaka, mającego pętle na szyi? Gdy ten nałapie do dzioba ryb, sznur się zaciśnie, tak że będzie mógł przełknąć tylko te najmniejsze ryby, zostawiając najtłustsze mężczyźnie. Aż mi się serce zaczęło kroić! Ale stary rozwiał moje wątpliwości.
-Zrób zdjęcie mnie i mojemu ptakowi. Tylko 10 yuanów!
Recepcjonistki w hostelu śmieją się.
-To tylko podpucha dla turystów!
A tych w Yangshuo nie brakuje. Już na wjeździe przywitał mnie kompleks hotelowy francuskiego Club Medu. Pierwszy raz po miesiącu włóczęgi z północy widziałam tyle infrastruktury pod białych. Przez miasto przewalają się tłumy. Nic dziwnego. Yangshuo to Chiny ze snów. I z banknotu!
Na tyłach 20 yanówki pysznią się ostańce, czyli krasowe wzgórza. Pod nimi rozlewa się jezioro. Wielu turystów za punkt honoru obrało sobie zrobić zdjęcie 20-stki w ręcej i pejzażu za nią.
Jeden z najpiękniejszych spektakli
Między górkami rozpościerają się patchworki pól, gdzieniegdzie poprzecinane wijącymi się wstęgami rzek i równymi kanałami. Po łydki w wodzie stoją na wpółschyleni rolnicy, gołymi rękami obrabiając ryż. Stożkowe kapelusze opadają im na spocone czoła.
Ciężka to praca i niewdzięczna.
Na jej cześć powstało jedno z najsłynniejszych przedstawień plenerowych w Chinach.
Speklakl Impression Liu Sanjie jest zachwycającą opowieścią o tradycjach ludowych i pracy wyznaczanej przez pory roku.
Aż trudno się nadziwić jak to wszystko zostało pięknie pokazane. Scenografia jest bajkowa, a przedstawienie odbywa się nocą, na jeziorze otoczonym wzgórzami.
Po tafli i na jej brzegach przetacza się radosny i kolorowy korowód wieśniaków, których życie jest proste i poddane tradycji. I wtedy zjawia się na księżycu Ona. Odnajduje miłość.
Yangshuo dobre bo…
W Yangshuo nie ma wiele do roboty, ale można spędzić w nim długie tygodnie eksplorując okolicę, i pijąc słabe chińskie piwo z któregoś tarasu z widokiem.
Jeździłam godzinami na rowerze po polnych drogach i po ścieżkach rowerowych. Widziałam jak robili nowe śnieżki dla kolejnych jeżdżących bez celu. Pewnie już skończyli.
Mijałam ulicznych sprzedawców arbuzów pokrojonych na kawałki i smażonych ryb rzecznych, noodli, egzotycznych owoców, duriana i jackfruita. Gubiłam się na błotnistych ścieżkach między polami. Oglądałam poletka, ogródki, różniące się od polskich tylko hurtową ilością ostrej papryki i niekończącymi się grządkami bakłażana. Tego, który potem skończy jako smażony rarytas z fasolką. Ommmom jaki on dobry! Mogłaby jeszcze tak pojeździć, ale akurat skończyła mi się wiza.
Do Yangshuo można przypłynąć statkiem z pobliskiego Guilin. Rejs po rzece Li i widoki na długo zapadają w pamięć.
Podróż tam to podróż do strefy komfortu, gdzie będziesz używać swój translator rzadziej, albo nawet i wcale. Tu zostaniesz dopieszczony, a ciekawscy zwykle Chińczycy nie będą cię traktować jako białe kuriozum.To nawet dobre miejsce, żeby się zakorzenić na dłużej, w końcu Yangshuo jest jednym z ulubionych celów ekspatów w Chinach. Co więcej Yanghuo to najpiękniejsze miejsce na południu Chin! Marzy mi się cały miesiąc nic-nie-robinia właśnie tam!
Informacje praktyczne o Yangshuo
Yangshuo leży w prowincji Guanxi, niedaleko miasta Guilin.
Jak dojechać do Yangshuo z Guilin:
- Minibusy odjeżdżają z naprzeciwka Stacji kolejowej, podróż zajmuje 80-90 minut, cena ¥22,
- Autobusy odjeżdżają podróż zajmuje 2h
- łodzią płynącą po rzece Li. Łodzie kursują od ok 9h do 16h
Jaka jest pogoda w Yangshuo
- Kwiecień do czerwca- mgliście i deszczowo
- Lipiec do października- przejrzyście i słonecznie
- Listopad do marca- zimno i cicho, często pada
Fotograficzne porady
Zdjęcia z folderów reklamowych Yangshuo nie są w nim robione, tylko w pobliskim Xingpingu. Trzeba tam się wspiąć na wzgórze Xianggong. Opłata za wstęp wynosi 60 rmb. Szczególnie dobre jest na wschody słońca. Podobnie jak pobliskie Nine Horse Fresco Hill.
Jeśli wolisz pospać i robić zdjęcia o zachodzie słońca,wtedy fotografuj z Xingping na zachód rzeki Li.
Na obie pory dnia jest dobre Laozhai Hill, z kolei z mostu Yangshuo zrobimy zdjęcia szczytu Zhuobi.
Wybierasz się do Chin? Może zainteresują Cię artykuły:
- Ile kosztuje wyjazd do Chin
- Xi’an – więcej niż Terakotowa Armia
- Góra Tianmen- spacer w chmurach
- Yangshuo. Bajkowe Chiny
- Kraina Avatara Zhangjiajie- jak zwiedzać-informacje praktyczne
- Jak dojechać z Pekinu do Xian
- Nie przegap! Słone jezioro w Chinach- Chaka
- Kolej w Chinach
- 7 rzeczy w Chinach które Cię zszkokują
- Nocny spacer po Makau
- Fenhuang- najpiękniejsze chińskie miasto
- Małpia inwazja, czyli jak przeżyłam atak makaków w Krainie Awatara
- Ta’er- z wizytą w klasztorze ze snów
- Xining- przedsionek Dzikiego Wschodu
- Jestem wegetarianinem – Komedia w 3 aktach. Miejsce akcji: Chiny