Jak czasami czytam na niektórych blogach o przygodach od których się jeży włos, to muszę wam powiedzieć, że i tak mam duże szczęście.
Horror w Hostelu
Hostel okazał się mieć coś wspólnego z horrorem Hostel. Zameldowałam się w wypasionym hostelu w Surat Thani. To co mnie zdziwiło to, że na parę pięter które zajmował hostel jedynym klientem byłam ja. Po formalnościach się recepcjonistka poprowadziła mnie do pokoju osobiście. Znajdował się na ostatnim piętrze. Wjechałyśmy windą. Weszła ze mną do pokoju, wskazując mi łózko na samym końcu naprzeciwko okna. W kilkunastoosobowym dormitorium byłam sama, więc się rozebrałam, zarzuciłam ręczniczek i poszłam wziąć prysznic do łazienki, która była na zewnątrz pokoju.Wróciłam, ubrałam gacie i koszulkę, ległam na łożu i zaczęłam śmigać po necie. Nagle usłyszałam podejrzany dźwięk. Dźwięk obracającej się kamery! Tak moi mili, naprzeciwko łózka była kamera, która mnie śledziła i obracała się tam gdzie ja. Ktoś mnie bezczelnie obserwował!!! Wkurwiona wzięłam mapę i zarzuciłam na intruza. Ne minęła minuta jak usłyszałam odgłosy biegania po korytarzu. Nie minuta, a pokój był na ostatnim piętrze! Dwie kobiety wpadły do dormitorium machając rękami i wskazując kamerę. Od razu zrobiłam aferę, Co ta ma być?! Obersujecie mnie? Ja tu nie zostanę ani sekundy dłużej! Etc! Te mimo, że wcześniej świetnie mówiły po angielsku, teraz okazało się, że nic nie rozumieją. Zażądałam zwrotu pieniędzy. Odmówiły mi. Nie zdjęły mapy i zmyły się jak niepyszne. Było tuż przed północą, a moja bateria właśnie dokonywała żywota. Zdążyłam tylko umieścić posta na fb informując moich znajomych o sytuacji. Baterio zostań! Umarła.. Opuściłam pospiesznie hostel. Na szczęście nikt mnie nie zatrzymywał. Miasto było całkowicie puste. Nigdzie ludzi. Weszłam do pierwszego napotkanego hotelu. Full, nie ma miejsc. W następnym to samo. Chodziłam z ciężkim plecakiem po mieście, a hoteli jak na lekarstwo. Gdzie tu szukać noclegu w nieturystycznym mieście jak booking nie działa Już myślałam, że mi przyjdzie spędzić noc pod świątynią, kiedy za zakrętem wyłonił się kolejny hotel. Weszłam. Było pokój. Spytałam się recepcjonistki czy mają kamery w pokojach. Popatrzyła się na mnie jak na pojebaną.
Remedium: Powerbank. Gdybym miałą wtedy powerbank nie szlajałabym się po mieście z plecakiem i oszczędziłaby sobie stresu
kontakt ze znajomymi, nic tak nie poprawia humoru i poczucia bezpieczeństwa nawet jak są daleko
Na odzyskanie kasy nie było szans, obsmarowałam ich tylko na jakiejś stronie w necie, co by inni takich przygód a la Hostel- Big Brother nie mieli.
Pechowy lot
Najpierw źle się poczułam pod prysznicem, przez co późno wyszłam z domu. Potem pociągi do Paryża były opóźnione. Po przybyciu na Porte Maillot, z którego wcześniej co chwile odjeżdżały autobusy na lotnisko w Beauvais, okazało się, że teraz odjeżdżają tylko 3 h przed odlotem, a potem jest długa przerwa. Taksówka wychodziła drożej niż nowy bilet, a na dzielenie nie było już chętnych. Poszukałam blabla cara, który by jechał w stronę lotniska. Z drugiego końca miasta. Dotarłam w ostatniej chwili, i dzwoniłam gdzie jest. Kierowca odbiera. I gada… tylko po chińsku!!! No i się nie dogadaliśmy gdzie stoi. Trudno. Był to przejazd na styk i na szukanie nowego było zwyczajnie za późno. Zdarza się. Zarezerwowałam następny lot. Na jutro. Wstałam na czas, ogarnęłam się na czas. Przed wyjściem z domu chciałam zrobić check-in. Nie da się! WTF?? Strajk! Wszystkie loty odwołane. To chcę przebookować na następny. Możliwe dopiero za tydzień!
Remedium: blabla car bezpośrednio do Polski. Od tej pory w porze strajków nawet nie patrzę na samoloty.
Zatrucie żołądka.
Najpierw wypiłam ledwie 2 kieliszki tajskiego alkoholu Lao Kao, i początkowo dostałam od niego strasznych mdłości, a potem skończyłam z głową w toalecie. Następnego dnia myśląc, że to tylko chwilowa niedyspozycja żołądka, która już minęła, napchałam się owocami morza. Nie wiem czy to wina restauracji czy Lao Kao Ciąg Dalszy, ale raczej już nie Lao. Zaczęłam się oblewać zimnymi potami i tracić przytomność, ledwie w upale udało mi się dotrzeć do łóżka. Spędziłam w nim 4 dni żywiąc się wyłącznie wodą i suchym prowiantem z najbliższego spożywczaka. Przez 3 tygodnie musiałam jeść tylko lekkostrawne rzeczy i nie pić alkoholu. Znam ludzi, którzy samotne spędzanie czasu w łóżku w obcym kraju fatalnie znieśli, do tego stopnia, że w podróży żywią się tylko zachodnią żywnością. Uważam, że to szkoda, ale rozumiem. Sama wiele czasu spędziłam samotnie w łóżku po operacjach i 4 dni nie wydały mi się takie straszne. Dobrze, że miałam komputer.
Remedium: Pani Tajka wspomogła mnie olejkiem kamforowym, który nakazała wdychać w razie mdłości. Nie tylko pomogło ale na tydzień znacząco poprawił mi się węch! Po wypróbowaniu wielu specyfików na żołądek z tajskiej apteki przez ponad tydzień nie było wielkiej poprawy, w końcu dostałam antybiotyk, który w 2 dni naprawił roztrój żołądka. Całe szczęście, że w Tajlandii aptekarz może go podać bez recepty i nie trzeba wydawać na lekarza.
Piwo niespodzianka
W Hong Kongu po całym dniu włóczenia się po wyspie zgłodniałam. Uwiódł mnie widok owoców morza, była tam restauracji z wieloma akwariami, gdzie pływały morskie żyjątka, na dowód że są pierwszej świeżość. Zamówiłam skorupiaki, a potem trzy piwa. Nie pamiętam w ogóle jak piłam to trzecie mimo, że pamiętam jak je zamawiałam. Nie pamiętam jak płaciłam. Ani drogi do promu. Okazało się, że na przystani trzeba czekać z 40 minut, ale było mi tak niedobrze, że nie mogłam ustać, a nie było tam poczekalni z siedzeniami. Poszłam się przejść. Pamiętam jakieś strzępy. Nie pamiętam promu, zaczęłam odzyskiwać przytomność wychodząc z niego. Trzymałam się barierek bo nie mogłam normalnie iść. Zaraz po wyjściu położyłam się na ławce zwracając całe pożywienie. Cały czas urywał mi się film. Chciałam wrócić do hostelu, ale nie mogłam iść. W życiu nie byłam tak pijana! ( a w Pl pije po 2-3 piwa na wieczór i nic nie czuje). Nie mogłam wziąć taryfy, bo nie byłam sobie w stanie przypomnieć adresu hostelu. Mimo, że go wcześniej znałam na pamięć. Po paru godzinach leżenia na ławce w końcu poczułam się na tyle dobrze, żeby się przetransportować w stronę postoju taksówek. Zaskoczyła mi też pamięć i wytłumaczyłam kierowcy gdzie jest mój hostel. Następnego dnia strasznie bolała mnie głowa. Ale nie tak jak się ma kaca. To był bardzo dziwny ból. I minął dopiero po dwóch dniach. Do tego nie byłam sobie w stanie przypomnieć oczywistych faktów. Nic mi nie stykało. Nie wspomnę już o moim biednym żołądku, który do tej pory mnie boli, a to było z tydzień temu.Okazało się, ze nie mam telefonu ani powerbanka.
Remedium: nie ma, piwo było butelkowane, ale przyniesione otwarte, kelner stary i nie wydawał się podejrzany, to była restauracja, a nie klub. Nie wiem czy mi coś wsypał.
Pewnie pasowałoby to zgłosić na policję, ale następne dni czułam się tak źle, że nie opuszczałam łóżka.
Kontakt z biurem rzeczy znalezionych. Na szczęście telefon znalazł się w biurze promu. Zapewne dzięki temu, że miał roztrzaskaną obudowę i się nie włączał. Powerbank zaginął bezpowrotnie.